Czuję się zaszczycony, gdy fotografuję osobę, która odważnie otwiera przede mną swoją osobowość. W tym sensie wizualny portret może stać się odzwierciedleniem charakteru człowieka. Czy coś takiego jest możliwe? Nie wiem, ale próbuję.
Wisława Szymborska zaprosiła mnie do swojego maleńkiego mieszkania w Krakowie, abym zrobił jej portret. Ten pomysł zrodził się z zamówienia jej wydawcy, w ramach przygotowań do publikacji nowego tomiku wierszy poetki. Było to w czasach przed Literacką Nagrodą Nobla.
Od pierwszych chwil Wisława Szymborska była wyraźnie zaniepokojona sytuacją, w jakiej się znalazła, choć sama ją zainspirowała.
Jednak, jak widać, do sesji doszło.
Ten dzień dał mi wiele do myślenia. Nie pierwszy raz miałem przed obiektywem osobę zdezorientowaną tym, że była fotografowana. Przejrzałem książki z portretami sławnych ludzi autorstwa znakomitych fotografów i zadałem sobie pytanie: dlaczego ci znani pisarze, politycy, artyści, aktorzy, reżyserzy przyszli do pracowni kogoś, kto chowa się za aparatem ze szklanym okiem obiektywu i ich musztruje? Dlaczego zaprosili fotografa do swojego domu, skoro powszechnie wiadomo, że fotografia uchwyci duszę modela? Dlaczego ubrali się na tę okazję w piękne bluzki, spódnice, suknie, koszule, garnitury, przygotowali szereg atrakcyjnych szalików do wyboru, przypudrowali nosy, nałożyli makijaż, poszli do fryzjera — czy tylko po to, by być zakłopotanym całą tą sytuacją?
Być może to trochę jak wyjazd w ekscytującą podróż — czyżby nagle, gdy czas wsiadać do pociągu lub samolotu, ogarniał nas lęk, że stracimy to, co domowe, bliskie, intymne? Albo obawiamy się, że efekt sesji nas przygnębi?
A może — z drugiej, pozytywnej strony — zobaczymy w portrecie intrygującą i inspirującą postać, jaką jesteśmy? Może nieoczekiwana iskra w oku nas zaskoczy i zachwyci?
Poeci dobrze to wiedzą i piszą o tym wiersze.