Z Kazimierzem Wiłkomirskim byłem umówiony na sesję fotograficzną w jego domu.
Aura tej półgodziny była jak z romantycznych opowieści, w jakich czytało się o bohaterze, którego harmonijna, spokojna obecność mówi więcej niż słowa.
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak odważny był Kazimierz Wiłkomirski w czasie okupacji hitlerowskiej, jak wiele zrobił dla odbudowy polskiego życia kulturalnego po drugiej wojnie światowej, zarówno jako wybitny wiolonczelista, dyrygent, pedagog, kompozytor, jak i organizator instytucji muzycznych.
Kiedy pakowałem sprzęt fotograficzny po tej krótkiej sesji, Wiłkomirski stwierdził:
— Ten portret… To zdjęcie jest moją przedśmiertną maską.
Było to smutne stwierdzenie, ale czułem się zaszczycony, że podzielił się ze mną tak skrajną myślą.