Przyszedłem wieczorem do Witolda Lutosławskiego, bo szukałem wytłumaczenia dla klęski, która właśnie podcięła mi skrzydła. Nie otrzymałem paszportu od komunistycznych władz na wyjazd do Londynu, na otwarcie mojej wystawy portretów fotograficznych tam właśnie przygotowywanej.
Stryj zaprosił mnie do salonu z łagodnym oświetleniem i stylowymi meblami. Najpierw skarżyłem się na niesprawiedliwość losu, a potem on mnie uspokajał, twierdząc że wszystko będzie dobrze.
Słuchałem go z nadzieją, że ma rację. W końcu wyjąłem aparat i zacząłem fotografować — to zawsze był element naszych spotkań.
Parę lat później użyto tych zdjęć na okładkach książek, na plakatach, w telewizji, a w 2013 roku — do projektu monety wybitej z okazji stulecia urodzin kompozytora.
Ten portret powstał podczas rozmowy o całkowicie osobistych sprawach, aby później stać się portretem Witolda Lutosławskiego kompozytora. Tym samym zdjęcie, zrobione w domowej atmosferze, wyszło w przestrzeń społeczną — na metalowym krążku podróżowało od dłoni do dłoni nieznanych mi ludzi.
Pamiętam bardzo dokładnie, jak powstawało to zdjęcie: ono wynikło organicznie, intuicyjnie z naszej rozmowy, z naturalności naszej relacji.
Oby wszystko w życiu było równie twórcze.