W warszawskim mieszkaniu Mieczysława Jastruna dużo się działo: przeprowadzano z Jastrunem rozmowę do programu o nim we wrocławskiej telewizji, ustawiano lampy filmowe, ktoś podawał herbatę zespołowi telewizyjnemu, a ja przygotowywałem sprzęt fotograficzny i sprawdzałem oświetlenie. Jastrun, którego dopiero co poznałem, siedział spokojnie w fotelu i rozmawiał z gośćmi o poezji.
Wiedziałem, że muszę być dobrze przygotowany do zdjęć zarówno kompozycyjnie, jak i technicznie, bo będę miał minimalnie mało czasu na jakąkolwiek relację z modelem.
— Teraz! — Usłyszałem, więc zbliżyłem się do poety i spojrzałem na niego przez obiektyw.
Mieczysław Jastrun patrzył mi prosto w oczy poprzez źrenicę aparatu fotograficznego — i to było wielkie przeżycie. Z aparatem przy twarzy, skupiony na tym, co widziałem przez wziernik, otworzyłem przesłonę obiektywu, dopasowałem szybkość migawki, aby zlikwidować głębię ostrości. Jego spojrzenie było teraz w centrum fotografii, wszystko inne straciło ważność. I tak powstał portret człowieka, który otwarcie ukazywał swoją duszę, wiedząc, że cała reszta jest przemijającą materią egzystencji.
Mieczysław Jastrun, którego spotkałem tylko raz i natychmiast fotografowałem, pozostał ze mną poprzez to zdjęcie, którego później użyto do programu o nim w telewizji. Fascynowały mnie jego oczy i uznałem, że tylko metafizyczny portret jest godny tego poety, czyli osoby zawieszonej pomiędzy esencją wiedzy i codziennością bytu.
Byłem wtedy młodym człowiekiem o skrajnych opiniach, czego wyrazem były kontrastowo kopiowane czarno-białe zdjęcia.
Jastrun był jednym z najważniejszych polskich poetów tworzących po drugiej wojnie światowej. Tłumaczył także na język polski poetów francuskich (Charles’a Baudelaire’a), rosyjskich (Aleksandra Puszkina) i niemieckich (Rainera Marię Rilkego). Prowadził wykłady z poezji współczesnej na Uniwersytecie Warszawskim.
W 1964 roku był jednym z 34 pisarzy i uczonych, którzy podpisali List 34 w obronie wolności słowa w PRL-u.