Fotografuję ludzi, których współobecność chcę zapamiętać, i wspaniałe, choć ulotne chwile, które wspólnie spędziliśmy. Ta książka jest właśnie o tym — o patrzeniu w oczy ludziom, którzy mnie zafascynowali.
W parę miesięcy po rozpoczęciu studiów, podczas ferii zimowych pojechałem w Karkonosze. Zatrzymywałem się w schroniskach, chodziłem po zboczach, na których moja stopa nigdy dotąd nie stanęła. W przeddzień powrotu do Wrocławia także ruszyłem w drogę, choć ktoś mnie ostrzegał, abym zaczekał, bo w prognozach pogody zapowiadano trudne warunki, a ten szlak został uznany za niebezpieczny. Mimo to ruszyłem w góry, aby wkrótce ciąć nartami dziewiczy śnieg. I chociaż mgła otulała mnie coraz szczelniej białym welonem, nie było we mnie strachu.
Nagle z nieprzeniknionej bieli wyłonił się człowiek. Nigdy w życiu go nie spotkałem. Powiedział mi, że jesteśmy na skraju przepaści. Skręciłem więc w lewo i sunąc po śladzie jego nart, dotarłem do otwartej przestrzeni. Wtem chmury się rozstąpiły, na błękitnym niebie pokazało się słońce, którego promienie odbijały się, opalizując, od kryształków śniegu.
Na początku odkrywałem świat, jeżdżąc na nartach, a później fotografując to, co spotkałem lub czego szukałem na swojej drodze. Teraz widzę, że pędząc przez otwarte przestrzenie, polany, ścieżki pokryte śniegiem, uczyłem się instynktownie reagować na dynamikę sytuacji — i te lekcje stały się kluczem do mojej fotografii.
A potem było dorosłe życie na granicy tego, co możliwe, kiedy wchodziłem w relacje z innymi ludźmi, poznawałem ich i własną skalę uczuć, intensywność pasji do życia, głębię ducha, a także odkrywałem w sobie wiarę w piękno drugiego człowieka i chęć tworzenia.